Strona:Jean Webster - Właśnie Inka.pdf/212

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kobiety miał zmienić je w stosowne miejsce pobytu dla młodej panny. Nie przyjechał sam. Towarzyszyła mu młoda żona, rosła, dobrze zbudowana, piękna kobieta, z niskim głosem i pełnemi wdzięku manierami. Po obiedzie śpiewała trochę dla panienek, a gdy sześćdziesiąt cztery pary oczu przyjrzały się jej pięknej prezencji, sześćdziesiąt cztery — nie, sześćdziesiąt trzy jej słuchaczki postanowiły być taką jak ona. Małgorzata robiła honory domu, osłupiała i nie rozumiejąc, co się koło niej dzieje. Świat, jaki sobie wymarzyła przez tych siedem tygodni, runął w ciągu godziny, tak, że ona nie mogła jeszcze przyjść do przytomności. Nigdy — z tego zdawała sobie sprawę doskonale — na polu kobiecości nie będzie mogła rywalizować z żoną opiekuna. Tego w sobie nie miała i nie mogłaby mieć, choćby ją tego uczono od kołyski.
Kiedy wieczorem goście wybierali się zpowrotem do miasta, opiekun wobec całej szkoły pogłaskał Małgorzatę po głowie i powiedział jej, żeby była dobrem, grzecznem koźlątkiem i słuchała swych nauczycielek. A żona jego, protekcjonalnie oparłszy jej rękę na ramieniu, pocałowała ją w czoło i nazwała ją swą „kochaną córeczką“.