Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka pracuje.pdf/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Anielce zrobiło się przykro. Zupełnie sama wlokła się wieczorem za innemi dziećmi do domu Matka też jej się w obiad tak jakoś dziwnie przyglądała. Ach, oby nigdy lepiej nie widziała tego nieszczęsnego sznura! Oby lepiej wrzuciła go do rzeki! Nagle przystanęła. A skąd się wziął ten drugi zwój na oknie? Kto go mógł przynieść? I kiedy? Anielka uczuła nagle, że w tem swojem przewinieniu nie była zupełnie sama. Któż mógł być jeszcze? Czy tamten także nie wiedział, że sznura nie wolno zabierać do domu? Czy także ogarniało go takie przerażenie? Ale... teraz było już wszystko dobrze. Przecież obydwa zwoje znalazły się z powrotem w fabryce.
Anielka na myśl o tem zaczęła się uspokajać. Przecież odnoszenie rzeczy zabranych nie było grzechem. Przecież kiedyś trzeba je odnieść. Wobec tego wszystko w porządku. Ucieszyła się nawet, że to uczyniła. Może Magdzia z wielkiej radości wyzdrowieje! Oby tylko jak najprędzej wróciła do fabryki!
I zapominała Anielka coraz bardziej, że przed chwilą była zmartwiona. Gdy wchodziła do domu, oczy jej płonęły już jasnym blaskiem. Pośpiesznie zajęła swe miejsce przy stole i sięgnęła po łyżkę. Połowa placków kartoflanych była już zjedzona.
— Kto na czas nie przychodzi... — triumfował Stasiek i szybkim ruchem chwycił kilka placków z półmiska.
— Ej, ej, — zawołała matka, — już swoją porcję dostałeś! Anielka też ciężko pracowała.
— Ale nie tyle, co ja! — odciął się Stasiek. —