Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka pracuje.pdf/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Boisz się? — zapytał Jakób Brzózka.
Basia skinęła głową. Tam na polance wyraźnie dostrzegła coś białego.
— To napewno tylko mgła, — uspokajała ją Gieńka.
Przejęte strachem dzieciaki poczęły iść dalej. Coraz bliżej jaśniały światła z okien fabryki. Wybiła dwunasta. W bramie Anielka spotkała Magdzię. Uścisnęły sobie mocno ręce i Magdzia wyjąkała kilka słów. Anielka otworzyła szeroko oczy, ale nic nie rzekła. Przez całą drogę nie wypowiedziała ani słowa.
— W południe pokażę ci ten list, jak będę mogła, — szeptała Magdzia. — Dobranoc! Dobranoc, Anielciu!
I Magdzia zatonęła w ciemnościach wraz z innymi. Nie lubiła sama wracać do domu o tej porze, a szczególnie bała się przechodzić koło cmentarza. Gruba Zuzia dopiero niedawno opowiedziała jej prawdziwą historję o duchach. Lękliwie wciskała się Magdzia między idących robotników, którzy szli tuż za Jakóbem Brzózką i Rybakiem Rochem. Ponuro czerniła się droga przed robotnikami wracającymi do domu. Tarcza księżyca skryła się za pobliskie pagórki.
Czuwały tylko światła w fabryce, były widocznie zmęczone, bo ze smutkiem jakoś spoglądały przez okna w czarną przestrzeń pól. Gdy Anielka wraz z innemi dziećmi weszła do sali, musiała natychmiast przytknąć chustkę do nosa. Ostra woń lamp naftowych zaparła jej poprostu oddech w piersiach. Ale po chwili już żadnego zapachu nie czuła.