Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka pracuje.pdf/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
Wesołe tygodnie.

Magdzia rozkwitała, jak różyczka. Codziennie rano stała przy wskaźniku drogowym, wyglądając zjawienia się Anielki. Teraz na całym świecie nikogo bardziej nie kochała. Gdy Anielka ukazywała się na zakręcie drogi, Magdzia powiewała ku niej wesoło chusteczką i śpieszyła przyjaciółce naprzeciw.
Jak codziennie, tak i dzisiaj Jakób Brzózka szedł miarowym krokiem tuż za dziewczynkami, podążającemi do fabryki. Z kieszeni jego sterczał zawsze jednakowo duży kawał chleba.
— A ty chleba nie wzięłaś? — zapytał ze zdziwieniem Anielkę.
Dziewczynka potrząsnęła głową.
— Nie mogę już jeść w fabryce. Przecież wszystko tam pachnie oliwą. Niedobrze mi się robi, jak pomyślę.
Jakób wzruszył zwolna ramionami.
— Mnie tam wszystko jedno, — rzekł, — już się do tego przyzwyczaiłem.