Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka pracuje.pdf/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W sąsiedniej izbie Amelka i Milusia siedziały już przy stole, pijąc z fajansowych kubków dymiącą kawę. Matka już wieczorem kawę gotowała i na noc wstawiała ją zawsze do piecyka.
— Nie będziemy czekać na ciebie, jak się tak guzdrzesz, — ostrzegały siostry Anielkę.
Zdążyła jednak razem z niemi wyjść z domu. Z kieszeni sterczał jej świeżutki biały chleb. Zjawił się również Jakób Brzózka z zaspaną twarzą. Na kupie nawozu w zagrodzie Styków stał biały kogut i piał.
— Wiesz, Anielciu, znalazłam fiołek pod tamtem drzewem, — chwaliła się Gieńka Hieronima Szczypiora. — Jeszcze zupełnie jest mokry od rosy.
Anielka spojrzała na błękitne płatki trzymanego przez Gieńkę kwiatka i wytrzeźwiała zupełnie.
— Jaki śliczny! Gdzieś go znalazła?
Na wieży kościelnej zegar wybił pół do szóstej.
— Wcześnie idziemy! — dziwiła się Anielka. — Nasz zegar w domu widocznie się śpieszy. — I rozejrzała się dokoła, chcąc przeniknąć wzrokiem gęstą mgłę, która wisiała nad doliną, poczem wystawiwszy twarzyczkę na poranny wiatr, poczęła iść szybciej i weselej. Widocznie niesforne loki uradowały się również dobrym humorem Anielki, bo poczęły wymykać się z pod wstążki i igrać na wietrze. Nim się Anielka spostrzegła, tańczyły już i wirowały nad jej czołem. Coraz cieńszy był z trudem spleciony warkoczyk, aż wreszcie Jakób Brzózka ściągnął z ostatniego loczka wstążkę i począł się śmiać.
— Gdzie jest twój warkocz, co?