Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka pracuje.pdf/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cztery główki dziecięce, pochylone nad świeżo upieczonym tortem.
— Dzisiaj majster napewno nie będzie mi wymyślał, — chwaliła się Gieńka. — Tort kosztował złotego i pięćdziesiąt groszy. Majster powinien być zadowolony!
— Mój także się bardzo udał, — dorzucił ktoś nieśmiało.
— Nasz też jest piękny! — zabrzmiały radosne głosiki Anielki i Basi.
— Ach!... Na pamiątkę! — przeczytał Jakób Brzózka zdziwionym głosem.
Zapakowano torty z powrotem, podniesiono z ziemi latarnie i blask ich począł poruszać się teraz nad drogą, biegnącą w stronę przędzalni! Sylwester! Sylwester! szemrały sennie wiejskie chaty. Dzisiaj sylwester!
Och! Ocknęła się znowu wieża kościelna, więc to dlatego! Ostatni dzień roku. Aha! Spojrzała wieża na cichy cmentarzyk w dole i wspomniała tych, którzy w ciągu zeszłego roku na wieczny spoczynek zostali tu złożeni. Wspomniała i tych, którzy narodzić się mieli, których powitać miał dzwon noworoczny. Wieża kościelna znała wszystkich mieszkańców wsi, uśpionych teraz pod ośnieżonemi dachami. Dzisiaj pragnęła rozdzwonić się znowu dzwonem radości i szczęścia, dzwonem nowych nadziei. Dzisiaj specjalnie tym dzwonom ludzie przysłuchiwać się będą, dzisiaj specjalnie pomyślą o życiu, które już przeszło i o tem, które ich czeka.
Głośno i wyraźnie obwieściła wieża kościelna czwartą poranną godzinę i zdrzemnęła się znowu