Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka pracuje.pdf/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ostatniego wieczora przed wyjazdem, na dworze było tak ciepło, jak latem i Anielka wraz z babcią, oraz wujostwem, usiadła na ławeczce przed domem.
— Teraz znowu będzie u nas cicho, — odezwał się wuj Jasiek, — bo my obydwoje z matką niewiele już mamy sobie do powiedzenia.
Wujowi Jaśkowi głowa opadła na piersi, a spracowane dłonie splotły się z sobą w wyrazie cichego żalu. Dokoła panowała cisza... I nagle wśród ciemności rozdzwonił się dźwięk strun mandoliny jakąś rzewną melodją... Wszyscy kompletnie przestali oddychać. Rzewna melodja płynęła i płynęła niby wartki górski strumyk, którego fale rozbijają się o kamienie. Z młodocianą werwą, z tchnieniem radości płynęła melodja, a staruszkowie, siedzący na ławce przed domem uśmiechali się do niej, przejęci dawnemi wspomnieniami.
— To matka moja gra! — szepnął wuj Jakób.
Istotnie siwowłosa wujenka siedziała ze starą mandoliną na progu i grała dawną piosenkę, którą snać jeszcze za swych lat młodych grywała.
Ponad lasem ukazał się księżyc. Powitał srebrzystemi promieniami pobliski szemrzący strumyk i rzucił jasny blask na łąki. Anielka wraz z wujostwem i babcią poszybowała również na skrzydłach wyobraźni w odległą przeszłość. Przecież babcia także kiedyś musiała być młoda i piękna, musiała posiadać więcej radości, niż dzisiaj, musiała cieszyć się i skakać, musiała widzieć świat w innych kolorach. Jeszcze nigdy Anielka tak czule nie patrzyła na babcię. Jeszcze nigdy w starym domu krzy-