Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka pracuje.pdf/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Dzisiaj napewno przyjdzie Anielka, — zapewniała ją Magdzia, a gdy przyjaciółka ukazała się na progu, Magdzia wyciągnęła do niej obydwie ręce na powitanie. Wielkie jej oczy świeciły znów, jak gwiazdy.
— Jak to dobrze, że tak wcześnie przyszłaś! — radowała się. — Patrz, tę kołdrę kupiliśmy za pieniądze otrzymane od ojca z Ameryki! — Mówiąc to, Magdzia pieszczotliwie pogładziła miękki materjał. — Przykrywam się nią tylko w niedzielę, I pomyśl, Anielciu, jak wyzdrowieję, to znowu będziemy grały na mandolinie. Ach, strasznie już za tem tęsknię. Dobrze, będziemy grały razem, bo napewno ja niedługo już wstanę. — Magdzia uśmiechnęła się wesoło i opadła zmęczona na poduszki. Po chwili wsunęła rękę pod poduszkę i zwróciła się do przyjaciółki: — Zamknij oczy, Anielciu, to ci coś pokażę... Teraz otwórz!
Magdzia wysunęła rękę z pod kołdry i pokazała Anielce tę samą koronkę szydełkową, którą kiedyś robiła. Ale jakaż ona była już długa!
— Tę koronkę robię dla ciebie, — rzekła z roziskrzonemi oczami. — Za każdym razem, jak przychodzisz, jest o wiele dłuższa. Podoba ci się? Powiedz!
Anielka poprostu nie wiedziała, co ma odpowiedzieć. Serduszko jej biło mocno na widok radości Magdzi, biło mocno i poprostu wyrywało się z piersi. Pragnęła znowu śmiać się i cieszyć, bo nie widziała już na świecie żadnych przykrości, żadnych zmartwień. Magdzia opadła na poduszki, lecz twarzyczka jej rozjaśniona była ciągle uśmiechem.