Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka pracuje.pdf/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wiemy! Wiesz, Anielka, że właściwie nie powinnaś tak kłamać. Tego się po tobie nie spodziewałam Wogóle nie powinnam z tobą więcej chodzić. Niema się czego chwalić kolczykami, jak się z fabryki kradnie sznury!
Anielka oniemiała, czerwona, jak rak. Chciała biec za Basią i pociągnąć ją ze złości za warkocze, ale tamta zniknęła już za drzwiami swojej chaty. Skierowała się więc Anielka w stronę kościoła i po drodze natknęła się na małego Henia Matysiaka, który jej zawsze miał w niedzielę coś do opowiedzenia. Dzisiaj jednak Anielka ani na chwilę z nim nie przystanęła. Błękitne jej oczy tonęły we łzach... Przecież chyba po całej wsi to się nie rozniesie! Nie, nie! Magdzia koniecznie musi jej zwrócić dane słowo i to dzisiaj, zaraz popołudniu! Przecież nie może tak być, aby ją o kradzież posądzano, skoro w rzeczywistości nie ukradła.
Gdy pochylona nad miseczką zupy usiłowała zapomnieć o swojem zmartwieniu, usłyszała nagle głos Stefka:
— Mamo, piegowaty Romek mówił mi dzisiaj, że nasza Anielka ukradła w fabryce sznury, a potem, gdy się to wydało, podrzuciła je z powrotem.
— Co ty pleciesz! — przeraziła się matka, marszcząc czoło. — Nikt w naszej rodzinie nie był złodziejem! Przecież to byłaby dla nas hańba!
— Nie, mamo, ja naprawdę sznura nie brałam, — odezwała się Anielka, a oczy jej jaśniały taką szczerością, że trudno było słowom dziewczynki nie wierzyć.