Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Unia.djvu/239

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   231   —

jest niezbędna w gabinecie? — inne rozmowy dźwięczą tu fałszywie.
O godzinie czwartej po północy znajdowały się w gabinecie już tylko cztery głowy, dwie męskie i dwie kobiece, zbliżone do siebie i rozprawiające babilońsko wielojęzyczną gwarą. Rokszycki uciekł chyłkiem, ku niezadowoleniu Mitzi, która straciła wiele spojrzeń i zabiegów dla okazania mu swej skłonności. Ale, widząc, że Budzisz każe podawać, co tylko komu przyjdzie do głowy, że przytem, chociaż starszy, jest żywiołowo wesoły i zabawny, zwróciła do niego wszystkie swe atencye, gdyż Fedkowicza znała już, jako osobę szanowaną w mieście i u Szumana, ale nie posiadającą wartości bezpośredniej.
Panu Apolinaremu świat się wydawał coraz młodszym i pan Litawor dowcipniejszym, a już Mitzi — zjawiskiem rzeczywiście olśniewającem.
— I to w Wilnie, panie Litaworze! no, no! dobrze się tu bawicie.
— A cóż, jak pan widzisz, panie Apolinary.
— I śpiewa, mówisz pan? — — — Singen Sie etwas, liebes Fräulein!
Mitzi zaśpiewała, jak słowik.