Strona:Józef Katerla-Róża.djvu/252

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i narzędzia śmierci rzucają na dusze ludzkie cień niewoli i stwarzają potworny jej ideał, taksamo materyalnego trzeba wynalazku, ażeby oświecił dusze blaskiem ideału wolności. Ludzie, którzy raz złamią w duszach swych niemoc tworzenia, narzuconą im przez przeczenie tyrana, zabudują i osiędą szczęśliwą ziemię.
Naród twój jest, jak lamentująca, białopienna brzoza, której naród moskiewski, opętany przez ideał tyranii, w szaleństwie swem przywalił wszystkie żywe gałęzie, pręty ssące sok i oddychające liście olbrzymią masą głuchej gliny, górami pracowicie zniesionego na glinę kamienia. Nacina wróg pień jej biały, w bolesny pałąk wygięty, napuszcza w żyły jej jadu swych zbrodni, zarazy swojej głupoty. Patrz, jak poprzerzynane są korzenie twej brzozy ukochanej, jak schnie i pęka jej kora, jak z ran bezużytecznie wycieka w ziemię sok życiotwórczy! Zamiera w pustkowiu brzoza żywcem pogrzebiona. Dodaj ramienia! Od dzieła twego dźwignie się, wyrwie i w niebo z pohańbienia uniesie święta korona. Obmyją deszcze liście zbłocone, wicher wiosenny wyprostuje skrzywione gałęzie. Nową pieśń zaśpiewa w wiatrach białe boże drzewo...

(Trzeci strzał Czarowica. Dan odpowiada po raz trzeci. Bożyszcze znika)
CZAROWIC (ukazując się na polanie)

— Nie mogłem trafić na twój trop...

DAN

— Na mój trop nie łatwo trafić.

CZAROWIC

— Jesteś dumny, wynalazco.