Strona:Józef Katerla-Róża.djvu/233

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sypały zwalone domy... Ludzie wszyscy wiedzą i szepcą między sobą o tem, że ona tam jest pod temi głazami. Niektóry człowiek to drży na ciele od myśli, że ona tam półmartwa leży pod zwaliskiem, że na jej piersiach rumowie i piach... A po wierzchu tłum łazi, robi, baraszkuje, hula, śmieje się, skacze do tańca. Oddałby człowiek swoją krew, żeby w sobie świętą, chwacką duszę znaleźć, coby wyszła na te gruzy z kilofem...

(Zmierzch zapada)
CZAROWIC

— Ziemia przesiąkła już od ludzkiej krwi. Koła jeżdżą, kopyta koni, racice krów depcą po niej. Obcasy butów ciemnego przechodnia wgniatają w glinę świętą krew, jak gnój. Ziemia ją pije, trawa pod sobą ukrywa. A czy nie sądzisz, że świętość jest nie pod gruzami, lecz niewidzialna krąży na gruzach w tych tłumach, co śpiewają i tańczą.

OLEŚ

— Jakby ludzie zobaczyli świętość wpośród siebie, toby ją wnet zaczęli gonić ze skałami w rękach, żeby ją ukamienować, jak żydzi świętego Szczepana. Już ja wiem, jak ludzie umieją...

MICHAŁEK

— O świętość trzeba walczyć i swoją krwią odkupić ją trzeba od czarta.

(Z dumą)

— Trzeba walczyć i bez żałości wylewać swoją krew, jak mój ojciec...