Strona:Józef Katerla-Róża.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
PIERWSZY

— My sądziliśmy, że właśnie należałoby się tej sprawie przyjrzeć z bliska.

PAN STARSZY

— W takiem rozbiciu, jak obecne, niechaj to jedno przynajmniej zostanie świętością: kapłan katolicki.

DRUGI

— Ależ niech zostanie świętością, — my nic nie mamy przeciwko temu.

PAN STARSZY

— On nam uporządkuje społeczny stosunek warstwy do warstwy, postawi na właściwem stanowisku, co zostało zepchnięte przez obłąkańców i szaleńców, — on wreszcie zaprowadzi wśród ludu należytą oświatę.

MŁODZIENIEC ZŁOŚLIWY

— Tak jest. Właśnie i ja sądzę, że po podkopaniu Macierzy — jest to czynnik najbardziej powołany do zaprowadzenia należytej oświaty.

PAN STARSZY

— Po podkopaniu Macierzy... Łaskawy panie, — niech przepada szkoła polska, której nie prowadzi kapłan katolicki!

MŁODZIENIEC ZŁOŚLIWY

— To życzenie już się ziściło. Jeżeli weźmiemy cyrkiel i jednę jego odnóżkę umieścimy w jakimkolwiek punkcie