Strona:Józef Katerla-Róża.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mknięte. Szereg podłużnych okienek w górze pozabijano umyślnie deskami, żeby wytworzyć ciemnię. Ławki z tarcic, przybitych do słupów, powbijanych w ziemię, ustawiono wpoprzek wnętrza. W środku sali na pace od obroku, dnem do góry wywróconej, stoi duża, najnowszego systemu latarnia czarnoksięska. Na przeciwległej ścianie szerokie, białe płótno. Tłum chłopów, rzemieślników, dziewcząt, chłopców ze szkoły, dzieci i garść osób z inteligencyi zajmuje ławki, stoi w kątach, siedzi na brzegu paki, zwisa z gzemsów muru pod dachem. Na dworze mrok. Zima. Wiatr. Śnieg z deszczem. Na płótnie ukazują się obrazy, rzucane z latarni czarnoksięskiej. Prelegent, człowiek młody, o pięknym głosie prowadzi wykład. Twarzy jego w mroku nie widać. Tylko długie jasne włosy słabo bieleją)

PRELEGENT

— Ten siedmdziesiąty szósty z rzędu odczyt nasz w tej szopie, ze względu na przypadającą dziś rocznicę styczniowego powstania, koło nasze postanowiło wypełnić obrazami Artura Grotgera i objaśnić te obrazy w odczycie. Niech was to nie dziwi, że te obrazy przerywają nasz systematyczny kurs nauk, któryście już słyszeli.
Nie mogliśmy o pamiątce tego dnia zapomnieć, a malarz, którego dzieła wam tutaj pokażemy w obrazach świetlnych, najlepiej nam przypomni dzieje powstania.

(Obok prelegenta staje młoda kobieta i dwa kwadratowe przezrocza wsuwa w ruchomą ramkę latarni. Przesunęła lekko ramkę. Ukazuje się na dużem płótnie prześliczny, wielce powiększony obraz aresztowania z „Polonii“ Grotgera. Głuchoniemy zachwyt ogarnął wraz zgromadzonych. Nie słychać ani jednego głosu, ani jednego tchu. Wiatr tylko wyje w szparach poddasza i pluszcze wilgoć ściekająca).

— Co to było powstanie? Niejeden z was je pamięta...