Strona:Józef Katerla-Róża.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
CZAROWIC

— Nie chcę wam zmniejszyć zarobku. Chcę go wam powiększyć do tej właśnie granicy, gdzie winna być granica posiadania waszych wyzyskiwaczów. Lecz wzywam was do żołnierstwa w wielkości, do zakonu zjednoczenia się duszy ludowej. To zjednoczenie się nasze będzie naszą polską religią.

GŁOS Z TŁUMU

— Zdejm buty i chodź na bosaka, kozłowito, religiancie!

CZAROWIC

— Nie można wygrać wojny z wrogiem zewnętrznym, jeśli się wprzód nie zespolić, nie opasać znakiem powszechnej szlachetności. Umieliście się głodzić w ciągu tygodni, potrafiliście wtedy dociągnąć się duszami do paragrafu tego prawa, o którem ja mówię. Był to wasz pierwszy post, był to początek czuwania dusz przed wielkiem świętem ojczyzny.

BOŻYSZCZE (do Czarowica)

— Mów im o nagrodzie róży.

CZAROWIC

— Cóż człowiekowi przyjdzie, chociażby strajkiem wydarł z fabrykanta niebywałą zapłatę? Przydarzyło mi się widzieć takich, o czem tu już słowo padło, że wydusiwszy z fabrykanta niebywałą zapłatę, po dwie brali utrzymanki, a bawili się niemi tylko do czasu ciąży. Potem je wyrzucali na bruk...