Strona:Józef Katerla-Róża.djvu/030

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
ANZELM

— Czegóż to?

BOŻYSZCZE

— Spojrzyj w mrok. Spojrzyj poprzez odległość dziesięciu lat i patrz w oczy swego syna.

ANZELM

— Zniosę jego wzrok! Zniosę jego wzrok! Zniosę jego wzrok! Zatopią się jego oczy w moje oczy i wyczytają najstraszniejszą z ofiar nędzy.

BOŻYSZCZE

— Łudzisz się. Pchnie on cię oczami z taką samą co do joty siłą, jaka się mieściła w twej „potędze“, kiedyś niewinnego posyłał na szafot.

ANZELM

— Oleś! Oleś! Oleś!

BOŻYSZCZE

— Wszelką prawdę może człowiek zdradzić na ziemi. Miarą wielkości cnoty jest głębia podłości jej zdrajcy. Za każdem światłem tej ziemi idzie Judasz, lub Devaddatta. Może zdrajca wyprowadzić w pole najwybitniejszy rozum, najświętszą niewinność jadem swoim zatruć, łatwo mu zniweczyć tropy swego kłamstwa, odziać się kapą świętości i w spokoju pożywać owoce, kupione za judaszowe srebrniki. Wszystko bowiem człowiek na ziemi oszukać może, lecz dziecka swego nie oszuka. Przyjdzie dziecko, — za mo-