Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stach z Konar (1879) t. IV.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się w Dorocie, w końcu już jéj nie tyle może szło o odzyskanie Kaźmierza, co o pomszczenie się na współzawodnicy.
Z myślą tą dzień i noc się nosiła, poprzysięgając że póki żywa się jéj nie wyrzecze.
W pomoc chciała użyć Wichfrieda, odmówił, księciu przypominać przyrzekał zawsze, ale nadto nic więcéj. — Znajdował do tego sposobność, wtrącił słowo, Kaźmierz słuchał niecierpliwie. Jeżeli o co dla niéj prosił, dawał chętnie, ale na oczy widzieć, i znać jéj nie chciał. Miał teraz wstręt do niéj, a to co z boku dochodziło, zwiększało go jeszcze. Litował się nad nią i brzydził. Gdy zabiegała mu drogę, odwracał oczy.
Ze śmiercią starego Wojewody Szczepana, Dorota straciwszy najpotężniejszego ze swych opiekunów, w miejscu jego wybrała drugiego możnego a niemłodego wdowca, z rodu Porajów. Miotała nim jako chciała, posługując się z wielkim jego krewnych zgorszeniem.
Wichfried téż często całe dnie tu przesiadywał, młodzieży pełno było zawsze; rzadki wieczór bez śpiewów i pląsów przechodził, w których gospodyni zawsze przodowała. Niemiec widując ją tak wesołą, wmawiał że juści Kaźmierza zapomnieć musiała, naówczas marszczyła brew, zacinała usta i odpowiadała.
— Obaczysz!
Lata płynęły, a osobliwa ta niewiasta trzy-