Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Justka.pdf/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dawną znajomą, Justka w zestarzałej, zadychanej, pomarszczonej jejmości nie poznałaby Porochowej, tak jak ona pewnie w ślicznej tej, skromnie, ale nadzwyczaj starannie, ustrojonej panience nie domyśliłaby się obdartej Justki.
Przyjęcie ze strony Porochowej było pełne zapału i uniesienia. Nie wiedziała, gdzie ją i pannę Jolantę posadzić; mówiła, płakała, patrzała z rozrzewnieniem — słowem: dawała oznaki takiego wzruszenia, iż Justka, zmieszana od progu, jeszcze bardziej się zakłopotała. Do tego uczucia trudno się jej było dostroić.
Porochowa poczęła od wspomnień łzawych, jak Justkę w kościele, ot taką, ot tyćką (pokazywała ile od ziemi odrosła) widywała, jak ona ją zawsze żywo interessowała, jak bolała nad jej losem i tam dalej.
Wszystko to znalazło się teraz, choć dawniej oznak współczucia innych, nad wybadywanie jej o Sędzinkę, nie przypominała sobie Justynka. Porochowa była pewna, że tem sobie ujmie i zaskarbi Justkę, a znalazła ją zapewne dosyć zimną, bo — dziewczę rozgrzać się nie umiało. Nastąpiło zaproszenie na obiad i herbatę.
Przybyła zaraz na wstępie chciała z synem wystąpić i wyrozumieć Justkę, lecz ta, zaledwie spójrzawszy na p. Aurelego, rozmowę zwróciła. Matka potem, umyślnie naprzód popychając jedy-