Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bratanki T. 2.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

spytała, jakby nie wiedząc, czyj był dom, a dowiedziawszy się, wykrzyknęła:
— A to stara znajoma! toćbym ją widziéć rada.
— Teraz to trudno, szepnął piekarz, tajemniczo się uśmiechając.
— Dlaczego?
Niemiec głowę spuścił i nie odpowiedział nic.
— A! a! staréj przyjaciółce musi być wolno ją odwiedziéć, zawołała Magda i poszła na górę.
Drzwi została zamknięte, stukała długo, naostatek pokazała się twarz kwaśna Liny. Magda się rozśmiała.
— Przyszłam do piekarza, a tu mówią dom wasz! Miły Boże! chciałam was choć pozdrowić!
Skwapliwie jakoś otworzyły się drzwi, Lina wpuściła dawną znajomę i zaryglowała za nią, palce kładąc na ustach.
— Bardzom ci rada — rzekła spiesznie, tak jak byś mi z nieba spadła.
— No, no, cóż to tam takiego?
— Mówię ci, że milszego gościa nie może być. Siadaj, tylko... tylko — dodała Holzerowa, masz ty czas, i mogę ja... mogę ja... w bardzo pilnéj sprawie poufnie mówić z wami.
— Słuchaj no Lina, odparła Magda, znasz mnie dawno, wiesz, żem nie płocha. Czasu mam trochę, mów, co na sercu masz.
Niemka namyślając się, chodziła po pokoju.