Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bratanki T. 2.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

knięcia całą historyę romansową, zupełnie fałszywą, lecz obudzającą w niéj jeszcze większe dla uciśnionéj współczucie.
Gdy się to działo wewnątrz domu, poczciwy Wereszczaka łamał sobie głowę, jakby się tu wcisnąć, zawiązać stosunki i rozpocząć wielkie dzieło wydobycia z niewoli Maryi i dziecka. Potrzeba było postępować nader ostrożnie, gdyż w razie niepowodzenia na przyszłość podwoiłyby się jeszcze trudności. Piotr mało był czynny, gdyż nie mogąc się pokazywać, nie mógł téż wiele dopomódz.
Wereszczaka nazajutrz przybył na kawę do Niemiry i zastał go w gospodzie, ale najnieszczęśliwszym. Życie na niemieckim chlebie stawało mu się nieznośniejszém codzień.
— Wiesz mój drogi, rzekł wzdychając, już ja im ani porcelany, ani ich bogactw, ani piękności pałaców, ani żadnéj rzeczy nie zazdroszczę, tak mi to życie z nimi obmierzło. Spać pod pierzyną, jeść wasser-zupkę, mało co mięsa, słodko, tłusto i nudno, chodzić tak ubranym jak oni; to nie ludzka rzecz; a! gdybym się ztąd mógł wyrwać!
Załamał ręce.
— Wczoraj znowu sądziłem, że się do króla JMości na posłuchanie dobiję, ale gdzie tam, był jakiś książę Beck, co się ma żenić z Orzelską, były książęta Dessauskie, było niemieckich różnych potentatów tyle, że się tam szlachcicowi ani było docisnąć. Tylkom się strząsł, jadąc do Moritzburga na