Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bratanki T. 2.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kłamstwem ladajakiém, sądząc, iż ona wątku zaplątanego nie dojdzie.
Była dla niego grzeczną i uprzejmą, lecz w duszy pragnęła bardzo dokuczyć mu z kolei za nieszczęśliwą kobietę, któréj uciemiężenie widziała, a cierpień się domyślała. Ostrożna wszakże nie posunęła się do śmielszych kroków, oczekując na sposobność. Po pierwszéj bytności Lizki, która rozbawiła Urszulkę, nastąpiła druga, a że dziewczę miało tu rozrywkę, ile razy chwilę znalazło swobodną, nauczyło się przybiegać na górę. W przypadku, gdyby rotmistrz nadszedł, matka obmyśliła jéj nawet schowankę i ucieczkę; gdyż wyraźny miała rozkaz niedopuszczania nikogo. Wit chodząc około spraw swoich, nie zapominał się dowiadywać o żonę, zrazu nawet dosyć często, późniéj, w miarę jak go poodnawiane znajomości odrywały, bywał rzadziéj, a we dnie lękał się, aby jego wycieczki oczów nie zwróciły. Można więc było w pewnych dnia godzinach nawet Urszulce pozwolić wybiedz. Liza pierwsza dyskretnie myśl tę po cichu rzuciła, lecz Marya nie chciała się zgodzić na puszczenie dziecka od siebie i ani mówić o tém dozwalała. Urszulce, patrzącéj na drzewa, na miasto, na swobodny ruch ludzi, chciało się wyjść bardzo, ale się napraszać nie śmiała. Pierwszy raz, widząc, jak przytuliła z wielką obawą córkę do siebie, gdy przechadzkę chciała urządzić Lizka, pani Holzer domyśliła się więcéj jeszcze czegoś, niż dotąd. Wysnuła sobie z tego strachu, z tego zam-