Strona:Ibanez - Czterech Jeźdźców Apokalipsy 01.djvu/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szonej odzieży. Argensola widywał go poprzez tylne drzwi.
— Aha! przyjaciel Czernow wraca!
I wychodził na schody wnętrzne, aby pogawędzić z sąsiadem. Ten długo mu bronił wstępu do swojej siedziby. Wskutek tego Hiszpan posądzał go, że się oddaje alchemji i innym tajemniczym czynnościom. Ale gdy wreszcie mógł wejść, zobaczył książki; moc książek rozrzuconych po podłodze, zalegających stosami stoły, kąty, walających się po okulawionych krzesłach i po łóżku, które zrzadka bywało prześciełane, kiedy jego właściciel, przerażony wzrastającą zachłannością kurzu i pajęczyn, zmuszony był wezwać pomocy przyjaciółki odźwiernej.
Argensola przekonał się wreszcie, że nie było nic tajemniczego w życiu tego człowieka. To, co pisywał przy oknie, to były tłumaczenia; jedne wykonywane na zamówienie; inne dobrowolnie dla dzienników socjalistycznych. Jedyną zdumiewającą w nim rzeczą była wielość języków, jakiemi władał.
Zna wszystkie —- powiedział Argensola młodemu Desnoyers'owi, opisując mu tego sąsiada. — Dość mu usłyszeć jakiś nowy, by przyswoić go sobie w ciągu kilku dni Posiada klucz, tajemnicę języków żywych i umarłych. Mówi po Hiszpańsku jak my, a nigdy nie był w kraju gdzie się ludzie porozumiewają tym językiem.
Wrażenie tajemniczości ogarniało na nowo Argensolę, gdy odczytywał tytuły piętrzących się u Czernowa tomów. Były to po większej części książki stare,