Strona:Ibanez - Czterech Jeźdźców Apokalipsy 01.djvu/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wiła godziny całe przed pianinem, wywołując swe wspomnienia muzyczne, zawsze te same. Kiedy indziej widywał ją Argensola przez wewnętrzne okno, krzątającą się w kuchni przy pomocy męża, podczas gdy oboje, śmiejąc się ze swoich niezgrabności i niedoświadczenia, przygotowywali niedzielny obiad.
Odźwierna miała tę kobietę za Niemkę, ale ona twierdziła zawsze, że jest Szwajcarką. Zajmowała posadę kasjerki w magazynie, nie w tym jednak, w którym pracował jej mąż. Rano wychodzili razem i rozchodzili się na placu Gwiazdy, każde w innym kierunku. O siódmej wieczorem witali się pocałunkiem na ulicy, jak dwoje kochanków, którzy spotykają się poraz pierwszy i po obiedzie wracali do swego gniazdka przy ulicy de la Pompe. Napróżno Argensola próbował zawiązać z nimi bliższą znajomość. Odpowiadali na jego powitania z lodowatą grzecznością, żyjąc wyłącznie dla siebie.
Drugie mieszkanie, złożone z dwóch pokojów, zajmował pojedyńczy lokator. Był on Rosjaninem lub Polakiem, wracał prawie zawsze obładowany książkami, godziny całe spędzał na pisaniu przy podwórzowem oknie. Argensoli wydał się od pierwszego wejrzenia tajemniczą osobistością, jakby wyjętą z powieści. Zaciekawiał go egzotyczny wygląd Czernowa: jego nastroszona broda i rozwichrzona czupryna, tudzież okulary na nosie jakby rozpłaszczonym uderzeniem pięści. Niby nimb niewidzialny otaczała go zawsze pewna woń, będąca mieszaniną taniego wina i wyziewów zno-