Strona:Ibanez - Czterech Jeźdźców Apokalipsy 01.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jawiała się „la petite bourgeoise“, dbając o swoje dobre imię i wierna matczynym przestrogom.
Pewnego dnia zgodziła się zwiedzić jego pracownię z tą ciekawością, jaką budzi miejsce, gdzie mieszka ukochana istota.
— Przysięgnij, że mnie uszanujesz.
On był skory do przysiąg i uroczyście zobowiązał się do wszystkiego, czego żądała Margarita... I od tego dnia nie błąkali się już po ogrodach, wydani na pastwę zimowych wichrów... Przebywali stale w pracowni i Argensola musiał zmienić tryb życia, szukając kominka u jakiegoś „zaprzyjaźnionego“ malarza, by tam oddawać się czytaniu.
Taki stan rzeczy trwał miesiące całe. Nie dowiedzieli się nigdy, jaka tajemnicza moc zburzyła ich spokojne szczęście. Może była to jedna z przyjaciółek, która, odgadłszy co się święci, dała znać mężowi za pomocą anonimu; może zdradziła się nieopatrznie ona sama; przez swe niepojęte wybuchy wesołości, przez późne powroty do domu, kiedy obiad był już na stole, przez nagły wstręt, jaki okazywała inżynierowi w chwilach małżeńskiego zbliżenia, aby pozostać wierną wspomnieniu tamtego... Podział z towarzyszem legalnym i ukochanym człowiekiem był czemś, czego nie mogła znieść jej prostolinijna i namiętna natura.
Pewnego dnia, gdy śpieszyła ulicą de la Pompe, spoglądając wciąż na zegarek i drżąc z niecierpliwości, że nie może spotkać nigdzie automobilu lub bodaj zwykłej dorożki, zastąpił jej drogę jakiś mężczyzna. To był Laurier! Jeszcze teraz strach ją ogarniał, gdy