Strona:Humoreski (Zagórski).djvu/040

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

która prowincyonalna scena może się pochlubić czemś podobnem?
— Co to za dramat? — zapytałem miasto odpowiedzi.
— Cacko, powiadam ci, arcydzieło!... Zobaczysz!... I oto, moi panowie, jest powód mojego szczęścia, bo patrzcie, w jak wyjątkowych, a dla mnie szczęśliwych warunkach, odbędzie się pierwsze przedstawienie „Występnej miłości“?.. Oto w chwili, gdy o tem dziele wyrokować będzie tak wytrawna publiczność, która z pewnością oceni pracę autora i moje dobre chęci...
— Wiwat! Niech żyje! — zawołali błotowscy dygnitarze, zjednani tem przemówieniem.
— ... W tej chwili właśnie — ciągnął dalej, zapalając się, Widerkiewicz — zjeżdża do Błotowa jeden z pierwszych luminarzów naszego dziennikarstwa...
— Ależ! — zaprotestowałem, wielce zaniepokojony tym zwrotem.
— Kochany, drogi Olesiu! — zawołał, rzucając mi się na szyję — wszakże nie zaprzeczysz, że tak jest, że kraj cały zna i szanuje twoje nazwisko... Co za szczęście, moi panowie, co za szczęście!... Przyjaciel mój nie odmówi mi swego udziału i odda z pewnością hołd zasłużony wytrawnemu sądowi błotowskiej publiczności.
— Ależ najchętniej! — zawołałem uradowany tą myślą, że serdeczność, jaką mi okazywał Widerkiewicz, spowodowana była tylko zamiarem wyzyskania mego dziennikarskiego stanowiska.
— Kochany, drogi, złoty! — szlochał dyrektor, przyciskając mnie do swych piersi.
— Wiwat!... Niech żyje krajowa prasa! Niech żyje pan Aleksander Wisłocki! — wtórowali błotowscy dygnitarze, podnosząc w górę kielichy.
Zapał był ogólny. Któryś z gości kazał podać szampana.
Zaczęto się rozczulać, ściskać i całować, pijąc