Strona:Humoreski (Zagórski).djvu/035

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Mimo to dawałem mu się powodować, jak ten, któryby został opanowany przez magnetyzera — jestem bowiem z natury wielce nieśmiałego usposobienia i nie mogę się nigdy zdobyć na tyle energii, aby się oprzeć temu, kto mi swą wolę narzuci w sposób stanowczy i rozstrzygający.
Powolność ta jest nie tyle wynikiem słodyczy i dobroci, ile skutkiem dziwnej jakiejś słabości charakteru, która niejednokrotnie była dla mnie powodem rozmaitych w życiu doznanych przykrości, a z której mimo to nigdy się nie zdołałem wyleczyć.
Ulegając mojemu nowemu przyjacielowi, truchlałem na samą myśl, jakie uległość ta za sobą może pociągnąć skutki. Wrodzona podejrzliwość, która jest drugą wadą mojego charakteru, szeptała mi, że niepojęta serdeczność Widerkiewicza nie jest bez kozery, i że dyrektor błotowskiej sceny musi co do mej osoby żywić jakieś zamiary.
Ale jakież mogły być te zamiary?
Prawdopodobnie chodziło natarczywemu dyrektorowi o zamach na moją kieszeń, lub też o wyzyskanie mego dziennikarskiego stanowiska. Poprzysiągłem sobie w duchu, że jeżeli zażąda pieniędzy, to ich odmówię stanowczo, drżałem jednakże na myśl o walce, jaką mi w tym wypadku z sobą stoczyć wypadnie. Co się tyczy reklamy w którymś z lwowskich dzienników, tę gotów byłem Widerkiewiczowi urządzić, jeżeli mnie o to poprosi.
— Biedni prowincyonalni artyści — tak sobie dogadywałem w duchu — potrzebują także kawałka chleba i słowa zachęty, a instytucya scen wędrownych zasługuje ze wszech miar na poparcie... Nie gwałcąc przeto mego dziennikarskiego sumienia, mogę zadość uczynić prośbie dyrektora... I owszem, niech tylko zażąda, zrobię wszystko, co zechce... Będę chwalił, co wlezie!