Strona:Humoreski (Zagórski).djvu/026

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Za pozwoleniem, łaskawi panowie! — wołałem zrozpaczony. — Jest tu przecie JO. książę, jest Przewielebny ksiądz rektor Kattenbryng! Do nich się odwołuję!... Pokładam nadzieję w ich sprawiedliwości, boć przecież szczerą prawdę Waszmościom powiadałem!
— Ba! — ozwie się książę, trzęsąc się od śmiechu na widok mej rozpaczy. — Widzisz Waszmość, panie kochanku, i ja ci nie wierzę. Naplotłeś nam bajek co niemiara, a miałeś nam opowiadać rzeczy prawdziwe i godniejsze wiary od wiarogodnych powieści Seherazady, nawet od cudownych legend, spisanych przez świętobliwych ludzi. Nic nie pomoże, musisz zażyć tabaki!
— Ha, ha, ha! — śmieli się Albeńczycy.
— Przewielebny księże rektorze! — wołałem zrozpaczony, szukając ratunku u księdza Kattenbrynga. — Niechże Wasza Przewielebność wytłómaczy tym ichmościom, że tylko szczerą prawdę mówiłem!... Przecież Wasza Przewielebność, jako mąż uczony...
— E, he, he! — odparł, śmiejąc się i ruszając ramionami ksiądz Kattenbryng. — Toż przecie właśnie nauka nie pozwala mi wierzyć, iżby człowiek śmiertelny mógł zmusić słońce do malowania portretów... Oto jest moja tabakiera ze świeżą bernardynką... Zażywaj Waszmość, zażywaj!
— Nie wykręcisz się Waćpan! — wołał pan Wazgird. — Dość się Waszmość nadworowałeś z naszej łatwowierności.
I wziąwszy z rąk księdza Kattenbrynga olbrzymią jego tabakierę, zapraszał mnie do zażycia z szyderczym uśmiechem. A tabakiera wydawała mi się tak wielka, jak skrzynia, a tabaka w niej czarna, jak smoła, a zapach jej uderzał już zdaleka i wiercił mi aż w mózgu, wyciskając z oczu łzy rzęsiste.
— A no — rzekłem — niech i tak będzie! Zażyję, byście Waszmość nie myśleli, że macie przed sobą