Strona:Humoreski (Zagórski).djvu/018

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

czarnoksiężników przybyli — ciągnąłem dalej, nie zważając na niecierpliwość księcia — miałem sposobność podziwiać okaz innego rodzaju smoków, któremi się posługują czarnoksiężnicy w swych napowietrznych podróżach. Trzeba albowiem wiedzieć, że podróżowanie takie, jakiego używał JO. książę, zaprzągłszy po dobrym obiadku osiem kaczek do swojej landary, wyszło, jako niedogodne, dziś już zupełnie z użycia. W napowietrznych podróżach swoich dają się czarnoksiężnicy unosić w chmury płóciennym smokom, które mają kształt olbrzymich bań, a karmione bywają witryolem i żelazem.
— No, no, no, no! — mruknął niecierpliwie książę, przewracając się na swej pościeli.
— Owóż dnia tego właśnie, gdyśmy do miasta czarnoksiężników przybyli, wzleciało w obliczu kilkotysiącznego tłumu dwóch takich czarodziejów płócienym smokiem w obłoki. Był to widok wspaniały, gdy smok ów, większy od chaty niejednego litewskiego chłopa, wznosił się powoli w górę, malejąc w oczach naszych coraz bardziej — podobny wielkością swą do motyla, do muchy, do komara — aż wreszcie całkiem roztopił się w błękicie. Opowiadano mi, że podróż takim płóciennym smokiem ma być nierównie przyjemniejszą i szybszą od tej, którą się za pomocą żelaznych smoków odbywa, i nie mogę sobie darować, że nie skorzystałem wtedy ze sposobności, która się nastręczała, i nie doświadczyłem tej rozkosznej podróży.
O cudach, które w mieście czarowników widziałem, mógłbym Waszmość panom opowiadać bez końca. Nie chcąc jednakże nużyć moich słuchaczów, wspomnę tu jeszcze tylko, że ostatniego dnia przed moim odjazdem w dalszą drogę widziałem tam próbę obrony portu, wymyślonej przez jednego z tamtejszych czarnoksiężników na wypadek, gdyby do przystani zawinęła flota nieprzyjacielska. Rzecz cała pomyślana jest nader misternie. Rozrzucone na wzór