Strona:Henryk Sienkiewicz-Humoreski z teki Worszyłły.pdf/296

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

łem ją tem wskazać i patrolom pruskim. Nie było jednak innej rady. Z pod drzewa nie ruszyłbym się bez Selima, choćby cała armia pruska miała mnie pod niem otoczyć. Objawiłem swój zamiar panu Vaucourt.
Pan Vaucourt padł przede mną na kolana, żeby tego nie czynić.
— To zguba wszystkich! — mówił.
Próbowałem sykać, odpowiedziało mi milczenie; nawet ów głos baranka czy dyabła ucichł. Zawołałem więc raz i drugi:
— Mirza, hop, hop!
Milczenie.
Włosy na głowie powstały mi z trwogi o Selima. W tej chwili chłopak ten droższy mi był, niż wszystko na świecie. Niewiele myśląc, podniosłem w górę karabin i dałem ognia.
Błysnęło czerwone światło, potem rozległ się huk. Las cały umilkł, jakby przerażony, tylko pan Vaucourt zawołał:
— Boże, przyjmij duszę moją!
— Dyabeł jej nawet nie zechce — odpowiedziałem zniecierpliwiony.