Strona:Henryk Sienkiewicz-Humoreski z teki Worszyłły.pdf/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A to szkoda! Odmiennemi szliście panowie drogami.
— Tem lepiej dla nas, bo gdyby drogi nasze się zeszły...
— Wówczas?
— Wówczas musiałby jeden drugiemu ustąpić — zabrzmiał poważny głos inżyniera.
— Na honor! takby musiało być — odparł z dumą Złotopolski.
Dwaj młodzi ludzie spojrzeli sobie w oczy. We wzroku Iwaszkiewicza błysnął posępny płomień nieugiętej woli, ale i oczy Złotopolskiego błyszczały, jak stal polerowana, z prawdziwie stalowym chłodem i uporem.