Strona:Henryk Pontoppidan - Ziemia obiecana.djvu/551

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wiedzy, literatury i sztuki. Ale nie udało mi się dotąd odkryć, co ma zostać właśnie przełamane i przekształcone, a także co spodowało ów przełom. Widzę ciągle dalej, że wielbi się zabobonnie naszą anormalnie rozwiniętą uczuciowość, że histerycznie hołduje się namiętności i przesadza w fantazji. Co więcej, zauważyłem że w latach ostatnich wzmogło się to wszystko w sposób niesamowity, a grzyb liryzmu przeniknął do szpiku kości ludowi. Udowodniło to teraz religijne opętanie, jak przedtem polityczne w sposób nader smutny. Nawiasem mówiąc, dzisiejsze posiedzenie w uniwersytecie skończyło się zupełnym chaosem. Wilhelm Pram i zwolennicy jego zagrażali wprost wystąpieniem ze związku, bowiem nie odpowiada już duchowi czasu. W ten sposób szczury uciekają z chwiejącej się wieży Babelu. Ale pani wygląda na znużoną, panno Ranghildo. Może lepiej przestać mówić. Powinna by się pani położyć i wypocząć.
— To nic. Siedzę tu, słucham i dziwię się, że to wszystko mówi kapłan chrześcijański i kaznodzieja. Pojąć mi trudno jak pan, mąż zaufania Kościoła, możesz pogodzić z tem swojem stanowiskiem takie i podobne nieraz wygłaszane poglądy!
— Proszę byś szczerą, panno Tönnesen. Pani sądzi napewno, że jestem obłudnikiem, drwiącym w gruncie z wszystkiego co boskie, podstępną kanalją, która bierze udział w komedji Kościoła, resztę zostawiając Bogu. Wiem dobrze, że tak się zapatruje ogół na patra Rüdersheimera!
— Być może. Ale ja nigdy tego nie powiedziałam, ani nie pomyślałam. Nie rozumiem tylko, jak pan przy poglądach swoich możesz być przedstawicielem nauki, opartej przede wszystkiem o u-