Strona:Henryk Pontoppidan - Ziemia obiecana.djvu/524

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

W ciągu siedemdziesięciu lat życia poniosła stara dziwaczka niejedną stratę w wierze i doszła do przekonania, że nic bardziej w świecie zmienne, jak właśnie „to, czego jedynie człowiekowi potrzeba“ i nic nie jest bardziej znikome od „prawdy wiekuistej.“ Przekonała się, że ci, którzy liczą się z takiemi prawdami jak: dwa razy dwa cztery, albo: żelazo jest cięższe od drzewa, zawsze żyją wygodnie, zaś inni, zapatrzeni w niebo umierają w nędzy. Uznała, że przyczyną tego jest fatalne nieporozumienie, czy jakiś błąd przekładu Pisma, słowem kłamstwo odnośnie do życia zagrobowego.
— Katinko! zawołał starzec.
— Jestem przy tobie! — odparła.
— Opowiedz mi coś o Emanuelu Hanstedzie. Czy miałaś w dniach ostatnich jakieś wieści?
— Nie, nic ważnego... Ach, prawda. Podobno jest tu w okolicy dziewczyna siedemnastoletnia, która wygłasza o nim kazania, zwąc go Mesjaszem. O ile wiem, jest to siostrzenica żony lekarza z Kyndby, po drugiej stronie zatoki.
— Ach, trudno w to uwierzyć. Chociaż pomyśl, Katinko, coby to była za radość, gdyby mi Bóg pozwolił dożyć powrotu swego na ziemię.
Szwagierka nic nie odparła i siedzieli przez chwilę w milczeniu.
— Katinko! — zawołał ponownie.
— Co?
— Możebyś mi trochę poczytała. Taki jestem niespokojny czegoś.
— Dziś tak parny wieczór. Otworzę chyba kilka okien.
— O nie, nie czyń tego!
— Cóż ci przeczytać? Może ustęp z Biblji?