Strona:Henryk Pontoppidan - Ziemia obiecana.djvu/391

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

opowieść o męczeństwie świętego, gdy prawił w tonie napoły żartobliwym o tem, jak to, wzorem apostołów, wędrował pieszo od wsi do wsi z wykładami, które musiał wygłaszać w szopach i czworakach czeladnich, prześladowany przez kler i nauczycielstwo, traktowany jak włamywacz, maltretowany i szczuty psami przez samychże chłopów, tak że musiał ze wsi uciekać.
Nietylko stratę przyjaciela opłakiwano powszechnie, ale była to pełna namaszczenia żałoba ludu wobec wspólnego wszystkim nieszczęścia. Zeszło na drugi plan nawet wzburzenie Skibberupaków przeciw wójtowi, a zamierzane posiedzenie postanowiono przesunąć na któryś dzień po pogrzebie. Uczuli i oni, że utracili wodza, wszyscy mówili tylko o starym dyrektorze, zdejmowali ze ściany wiszący nad komodą wizerunek, wpatrywali się w drogie rysy pucołowatej twarzy i dwa czarne punkciki nad policzkami, mające przedstawiać młodzieńcze, żywe, ciemne oczy jego. Powtarzano bajki, które miał opowiadać, odczytywano stare listy, pisane drobno na małych kartkach, pełne uniesienia i wylewów przyjacielskich uczuć, wieczorem zaś siadano pod domami na kamieniach i śpiewano ulubione jego pieśni.
Wieść żałobna dotarła żywem echem także do plebanji i dlatego Emanuel nie znalazł sposobności by uspokoić, jak chciał, Hansinę. Pozatem inna jeszcze zaszła rzecz, wywołując zamieszanie. Pewnego ranka Emanuel, zaszedłszy do stajni godzinę później niż zwykle, zastał mimo to Nielsa w łóżku. Dając folgę długo hamowanej niecierpliwości, palnął mu kazanie. Przyszło do sprzeczki, w ciągu której Emanuel kazał parobkowi w przystępie uniesienia spakować manatki i wynosić się precz, co Niels wy-