Strona:Henryk Pontoppidan - Ziemia obiecana.djvu/304

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Czy bardzo z nim źle?
— Tak, bardzo! Spiesz się, spiesz! Niema chwili do stracenia!
Wrócił do sypialni i przekonał się, że chłopiec leży spokojnie, śpiąc jakby był zdrów zupełnie. Hansina, ubrana już potrochu i siedziała u wezgłowia z głową opartą na dłoni, z łokciem na kolanie. Miała twardy, surowy wyraz twarzy, jak zawsze w chwilach wzburzenia.
Emanuel zbliżył się ostrożnie i usiadł po drugiej stronie łóżka.
— Czy możesz to pojąć, Hansino? — spytał — Wszakże rano był tak wesół i rumiany... a teraz... Jak myślisz, co to być może.
— Nie wiem!— odrzekła, jakby nie chcąc do końca przemyśleć tego, co poruszył — Czyś zbudził Nielsa?
— Tak, zaraz pojedzie!
W tej chwili ręce i nogi dziecka zaczęły znowu drgać, zaciskał piąstki, a powieki odsłaniały nienaturalnie wielkie i nieruchome gałki oczne.
Emanuel nie mógł znieść tego widoku. Przebiegł ponownie salę i wyszedł na podjazd, a zobaczywszy pod wozownią Nielsa i Soerena, krzątających się przy latarni, zawołał z rozpaczną niecierpliwością:
— Na miłość boską, prędzej! Jakże długo jeszcze będziecie się guzdrać! Powiedz Niels doktorowi, by natychmiast jechał. Dziecko dostało strasznych kurczów.
Stan chłopca pogarszał się ciągle w ciągu następujących godzin, a ataki nie ustępowały nawet po kapaniu w gorącej wodzie. Przeciwnie stawały się silniejsze i dłużej trwały. Twarz malca przy-