Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 2.pdf/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

głosy znudzonych, stęsknionych za stolikiem lub zabawą. Strzełecki i pan Y: trzymali się dzielnie, tylko Jerzy obserwując zgromadzonych, miał wrażenie, że mówi właściwie sam do siebie. Pan Y: uśmiechał się złośliwie pod wąsem. Wreszcie pan Bójski zakończył sprawę.
— Ot wiecie co, panowie, dosyć na dziś! Chodźmy na bridge’a!
Projekt przyjęto z zapałem. Rozeszli się wszyscy. Jerzy był chmurny. Pan Y: wybuchnął:
— Na dziś dosyć! Będzie to bardzo częsty refren tych zebrań.
— Jakże pan myśli, zjednoczymy się? Przecie to niesłychanie ważne!
— Wymaga czasu, cierpliwości, praktyki i przykładu płynącego z innych okolic kraju — rzekł pan Y: W naturze naszej jest już tendencja naśladownictwa i chęć by nie być zakasowanym. To będzie atut najpewniejszy. Ale mam wrażenie, że gdy pan się nie zniechęci, gdy wytrwale będziemy działali w tym kierunku, coś się z czasem zrobi.
— Ha, zobaczymy! — Chciałbym by nie zabrakło mi zapału — odrzekł Jerzy.
W ogrodzie towarzystwo bawiło się. Pływano po stawie, robiono zdjęcia fotograficzne całych grup, grano w tennisa. Pełno było śmiechu, flirtu, swobodnych dowcipów. Niektórzy tańczyli w salonie, inni woleli odosobnione zakątki.
Jerzy złapany przez panią Justę kładł jej kabałę, blagując ile wlazło, na co ona odpowiadała sentymentalnie z tęskną zadumą i potakiwaniem, kokietując go znowu inną metodą. Gdy Jerzy zwrócił się do której z obecnych pań. Justa nie dawała jej dojść do słowa, a gdy ta umiała pomimo wszystko zdobyć głos i zaczęła mówić, Zachłańska rozpraszała uwagę wszystkich zagadywaniem bodaj do służby, lub ostatecznie wychodziła z pokoju. Widocznem było aż nadto, że pragnie tylko samą sobą absorbować całe towarzystwo i nie znosi konkurencji. Strzełecki miał już tego wszystkiego zupełnie dosyć. Ucieszył