Strona:Guzik z kamei (Rodriques Ottolengui).djvu/016

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Zwykły zbrodniarz spuszcza się może na takie przypuszczenie, ale nie ja. Istnieje także inna, chociaż dalsza możliwość, że nas podsłuchał ktoś z przedziału dziesiątego. Mógł to być detektyw, a co gorzej nawet Barnes.
— Wyznaję, że operujesz możliwościami bardzo odległemi i masz szanse ujścia kary.
— Ujdę, napewno. Ale ta możliwość nie jest tak odległą, jak ci się wydaje. Czytałem, że Barnes chce dziś właśnie wrócić do Nowego Jorku. Przypuśćmy, że notatka ta jest prawdziwa, natenczas miałby do dyspozycji trzy pociągi, o siódmej, o jedenastej i ten. Jeden na trzy, nie jest to zbyt małe prawdopodobieństwo.
— Pociąg nasz składa się z dziesięciu tylko wagonów...
— Znowu fałszywy wniosek. Po takim wysiłku, Barnes wziął napewno przedział sypialny. Wszak pamiętasz, że w chwili ostatniej zdecydowałem się wracać dziś do Nowego Jorku, a gdyśmy przybyli na dworzec, wagony sypialne były tak zatłoczone, że doczepiono ten jeszcze. O ile Barnes nie wziął biletu w ciągu dnia, jedzie napewno z nami.
— Cóż cię naprowadza na przedział dziesiąty właśnie?
— Wiem, że przedział szósty jest wolny. Ale w chwili gdy pociąg ruszał już, wpadł ktoś i zdaje mi się, zajął przedział dziesiąty.
Barnes zaczął przypuszczać, że będzie miał sporo trudności wykryć zbrodnię tego człowieka, o ile wogóle ją popełni, i to niezależnie od okoliczności, że się dowiedział już tyle.
— Widzisz tedy, że istnieją dwie drogi, na których zamiar mój może zostać wyśledzony, a spuszczenie ich z oka może być groźne. Po-