Strona:Gabryela Zapolska-Pani Dulska przed sądem.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sumując, coś ważąc. Czuła bezdenną śmieszność, ściągniętą przez pojawienie się małego murzynka w jej kamienicy. Wiedziała, że przechodzący ulicą mieszkańcy okoliczni przystają i spogladają ciekawie, radzi ujrzeć „to czarne“ — bodaj przez szyby. I dzień, w którym na balkonie od frontu pojawiło się małe czarne murzyniątko, przylepione do misternej balustrady, był dla Dulskiej dniem strasznego smutku i rozpaczy. To był afisz kamienicy, sto razy gorszy, niż gumy i automobile, zajeżdżające obecnie zupełnie jawnie przed bramę.
To była publika nad publiki, niebywała, cyrkowa i potworna.
Dulska chodziła, jak nieprzytomna. Sława bytności murzyńskiego potworka rozszerzała się coraz bardziej. Zbyszko w przystępie dobrego humoru zapowiedział, iż prawdopodobnie a maluczko w miejscowem Nouveau Siècle’u pojawi się aktualny rysunek, wyobrażający kamienicę Dulskich z murzynkiem na głównym balkonie.
Dulska uwierzyła i zapadła jeszcze w większą rozpacz.

Dzieje czarnego dziecka Matyldy Sztrumpf były smutne i krótkie. Powstało z zachwytu cake-walk’a i było, jak cake-walk, giętkie, niewyraźne i odrażające. Obecnie całe wieczory spędzało same w ciemnicy apartamentu Matyldy, która o zmierzchu znikała wystrojona i szumiąca. Stary żyd gasił światło i, zamknąwszy drzwi na klucz, szedł w świat, aby powrócić późno w noc. W mieszka-