Strona:Gabryela Zapolska-Pani Dulska przed sądem.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nem pochodzeniu ojca. Ogromne oczy świeciły zdaleka białkami. Coś z małpki, coś z człowieka, uczepionego u prętów ganku pokornie i cicho.
Dziwny smutek, płynący ze źrenic ouistiti, zdychających w złoconej klatce.
I trzepoczący się w tej ciemnawej osłonie, zagadkowy, łagodny, sponiewierany duch...

...i dzień, w którym na balkonie od frontu pojawiło małe, czarne murzyniątko, przylepione do balustrady, był dla Dulskiej dniem strasznego smutku i rozpaczy.

To wszystko zawisło nagle wśród szczebli ganku kamienicy Dulskiej.
Gdy sługi zaraportowały o tem zjawisku pani gospodyni, zdawało się, że uderzył w nią grom niebieski.
Wszystko, co do tej chwili kokotka wyprawiała, zdawało się niczem w porównaniu z tym ostatnim faktem.
Murzyńskie dziecko!...
Okropność!
Plama czarna, niezmyta, na bieli kamienicy.
Dulska przestała jeść, sprzątać, kłócić się, przeklinać. Chodziła, coś