Strona:Gabrjela Zapolska-Kobieta bez skazy.djvu/243

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Gdy się to wreszcie stało i pozostała sama — wielkie, bezbrzeżne uczucie ulgi wydarło się jej z piersi.
Wzniosła ręce w górę i roześmiała się.
— Niczyja! Niczyja! — powtórzyła kilkakrotnie — raczej swoja własna!
— Jak ja się teraz cenić i kochać potrafię! ho! ho!... Wiem teraz, ile moje ciało dla mnie samej warte, co mi za przepych wrażeń dać może!...
Kopnęła kwiaty Kaswina, podarła jego list na strzępy..
— Niczyja!... Niczyja!...

15. października 1912. — Skiz.
KONIEC.