Strona:Gabrjela Zapolska-Kobieta bez skazy.djvu/207

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zadziwił się. Była nagle blada. Dyszała ciężko.
— Czego się boisz? Ja umiem z bronią się obchodzić.
— Nie ciebie się boję...
— ?...
— Siebie!
Upadła na sofę i leżała nieruchomo, patrząc w sufit martwemi oczyma.
Schował rewolwer do kieszeni.
— Ona do tinglu z rozpaczy za mężem wstąpiła... zaczął znowu.
Lecz przerwała mu gniewnie:
— Cicho!
Po chwilowem milczeniu padł jej głos, ale jakby innej, drugiej, nieznanej kobiety.
— Ty — powiedz! Ile ja jestem na pieniądze warta?
— ?...
— No tak! Gdybym chciała sobą frymarczyć, jak taka Van Depp — ile mogłabym żądać za jedną noc?
Aż osunął się na klęczki przed nią.
— Renusiu — co ty?...
— Odpowiadaj! Otaksuj!
Podniosła się na szezlągu, podała naprzód piersi, wyprężyła ciało. Była gibka, smukła, ciekawa. Głowa jej, anielsko piękna, wabiła wyrazem cichej, skrytej rozpusty. Przez firankę rzęs błyszczały dziwne blaski oczu.
Złożył ręce jak do modlitwy.
— Renusiu! Ty jesteś bez ceny!...
— Tak! To wiadomo! Ale... przecież oceń! Po swojemu, po męsku...
— Ja nie wiem... ja...
Skrzywiła usta.
— Tak! Prawda! Kochasz się we mnie, więc jesteś zaślepiony! Ale ktoś inny, obcy... naprzykład taki... ot... Halski...
Śmiała się boleśnie, nerwowo.
Kaswin szarpnął się.
— Taki Halski jest zgniły na punkcie kobiet. Onby cię nawet nie potrafił ocenić, Renusiu... On potrzebuje innego rodzaju kobiety.
Opadła znów na poduszki.
— Tak? — wyrzekła przeciągle. — Tak? Więc — gdyby Halski mnie nie chciał, to jedynie dlatego, że nie jestem jego typem?
— Jedynie!
Zaiskrzyła się nagłym gniewem.
— Osioł jesteś! — krzyknęła z pasją. — Jeżeli Halski