Strona:Gabrjela Zapolska-Kobieta bez skazy.djvu/206

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rym wszędzie na występy jeździła. Mówiła, że to po ojcu, generale. Przemocą wydzierałem jej tę broń z ręki.
— Zapewne działo się to wtedy, gdy owa interesująca dama się upiła!
Kaswin aż podniósł ręce w górę.
— Renusiu! Jesteś niesprawiedliwa! Jako kobieta powinnaś odczuć nieszczęście drugiej kobiety.
Rena aż zarumieniła się z gniewu.
— Takie coś, z Bristolu — nie jest dla mnie kobietą! — krzyknęła po dawnemu.
Lecz Kaswin upierał się przy swojem.
— Jest kobietą — i to jaką!...
Aż mu się oczy zaświeciły na wspomnienie tej „jakości“.
— Tylko takie kobiety umieją kochać.
— Winszuję. Miłość za pieniądze.
— Ona mnie kochała.
— Za ile?
— Dla mnie samego.
— Ślicznie! A więc amant de coeur — szanse z Bristolu!
Kaswin się naszczurzył.
— No... zawsze wydałem podczas pięciu tygodni — czterysta koron.
Rena aż się tarzała ze śmiechu po szezlągu.
— Bój się Boga! Co za suma!
Zmieszał się.
— No... dla mnie bardzo dużo... Papa mój daje mi bardzo mało, a pensja w namiestnictwie, cóż to znaczy? Zresztą, ona tych pieniędzy nie brała dla siebie.
— O! Dla... Alfonsa.
— Wcale nie. Dla ślepej matki. Matka jej mieszka w Samarkandzie.
Nagle Rena śmiać się przestała.
— Jakiś ty głupi! — wyrzekła z pewnem uwielbieniem. — Byle dziewka...
— O! Ona była wdowa i baronowa. Nazywała się na afiszu Smirnoff, a właściwie Van Depp. Mąż jej strzelił sobie w łeb na trzeci dzień po ślubie. Miała przy sobie rewolwer, którym się zastrzelił.
— Ależ to był arsenał wędrujący ta dama!
— Darowała mi ten rewolwer — zawsze go mam przy sobie...
Wyjął z kieszeni mały, brzydki rewolwerek.
Rena rzuciła się nerwowo.
— Schowaj to szkaradztwo!
— Ależ... nie bój się, Renusiu!