Strona:Gabrjela Zapolska-Kobieta bez skazy.djvu/071

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

na cieniuchnej powłoce lodu. Panowie Weychart i Jasieński, mężczyźni w sile wieku i dobrze odżywieni, spędzą ten wieczór w kole, gdzie podzielą się według swego zwyczaju kilkoma porcjami wykwintnych potraw i butelką szampana.
Jeśli im czas wystarczy i chęć także, pójdą pod rękę do pewnych dwóch znajomych sióstr, „prywatyzujących“ na jednej z bocznych uliczek, celem zabawienia się. Wiadomo bowiem, że „mężczyzna od czasu do czasu musi się zabawić“...
Jeżeli jednak nie mają do zabawy animuszu, zagrają wreszcie w bridge’a i pójdą później po żony.
Żonom tym wierzą.
Lecz pobłażliwie i szeroko zapatrują się na nie.
Mają tę wspaniałomyślność, iż pozwalają im także się zabawić.
Wprawdzie trochę inaczej, niż oni z dwiema siostrami, „prywatyzującemi na piąterku“, lecz...
Niech się biedne kobiecięta zabawią.

· · · · · · · · · · ·

Stąd Rena wie, iż wieczorem w restauracji Palace Hotelu, w znanym jej dobrze gabinecie, zbiera się niewielkie, ale dobrane gronko.
Ubiera się powoli i z całym namysłem. Idzie za radą uświadomionej panny. Ukryje całą swą skórę i zachowa się odpowiednio.
Kładzie na siebie powoli mieniącą się szafirową suknię z jedwabnej, czarującej tkaniny. Wysoki kołnierzyk z gęstego tiulu, naszytego szafirowemi kamykami, zakrywa zupełnie szyję. Włosy, gładko uczesane, ujawniają prześliczny, drobny, rasowy kształt głowy. Tylko po obu stronach twarzy lekki puch o miedzianych tonach włosów czyni miękkie, delikatne ujęcie bladej twarzyczce, na której czernieją plamy ciemnych, jakby zmęczonych, proszących o coś oczów.
Rena patrzy na siebie w lustro i sama nie wie, czy czuć się pewną i dobrze w tej postaci. Uczy się przygryzać wargi, szepcze jakieś słowa, powtarza, uczy się tonu...
— Nie rozumiem pana — tak się panu zdaje...
Owija się płaszczem, gasi sama kandelabry na tualecie, bo mimo wszystko nie zapomina, jak być powinno w domu, gdzie pani „zajmuje się wszystkiem“.
I oto Rena jest w drodze do boju.
W dorożce zaczyna drżeć. Prostuje się i sama nie wie, jak skądś, z jakiegoś jak najdalszego kąta wypełza modlitwa:
— Panie Boże! Daj, żeby mi się udało — żeby ten... ten...