Strona:Gabrjela Zapolska-Kobieta bez skazy.djvu/070

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Stąd tak chętnie mężczyźni porzucają wykwintne kochanki dla bardzo prostych, nieskomplikowanych i żadnych kobiet.

· · · · · · · · · · ·

Rena ma dziś właśnie zobaczyć Halskiego. Piknik ów ma miejsce tego wieczoru. Kilka kobiet, kilku mężczyzn. Każda znajdzie swego każdego. Mężowie i przyzwoitki wykluczone. Jest to już uświęcone tradycją zebranie. Mężowie, jak Jasieński, mąż owej Maryli, pretendującej do roli pani de Staél, chętnie godzą się. Toż samo i pan Weychert, partner jego bridgeowy. Pani Weychertowa, kobieta okrągła i prawie piękna, o zbyt dużej głowie i rosłym karku, uwielbiana jest od lat kilku przez nader przystojnego redaktora Czyńskiego, który ma żonę chorą, rezydującą stale w Zakopanem. Owo półwdowieństwo Czyńskiego upoważnia go do miłości rozmaitych i w rozmaitych gatunkach.
Mówi się.
— Mój Boże!... Jego żona chora...
I oto...
Pani Weychertowa jest jedną z tych miłości redaktorskich w lepszym gatunku. Mądra jest jednak, prowadzi całą rzecz umiejętnie. Odczuła, iż w gruncie rzeczy Czyński kocha swą żonę i zawsze jest ona tą pierwszą. Zmienność Czyńskiego, jego jakieś brutalne i bezceremonjalne porzucanie kochanek wynikało z tego, iż te ostatnie zajmowały odrazu wrogie stanowisko względem jego chorej żony.
Weychertowa nadzwyczaj subtelnie zrozumiała sytuację, pochwyciła strunę, na której grać była powinna, i wzięła interesa żony w swoje ręce. Czuwała nader umiejętnie nad pisywaniem listów, przesyłką pieniędzy, telegramów, dojazdów pięknego redaktora do ponurej willi wśród smereków zakopiańskich. Zajęła odrazu rolę anioła i wzięła na tę rolę patent.
I to sprawiło, że już trzy lata czarnowłosy redaktor o pięknej twarzy tenora „trzyma się“ Weychertowej...
Pomimo, że podobno — jakoby:
Pomiędzy nimi nic niema.
Tak, jak między Marylą a jej mężem politycznym, panną Janką a Ottowiczem, Reną a Halskim...
Są to kobiety bez skazy.
Lecz są uwielbiane i wyrobiły sobie w świecie pewne prawo do przeżycia swego półżycia.
Skoro całem życiem im żyć nie było wolno.
Z tego tedy powodu i mężowie tych kobiet wiedzą, że dziś jest piknik Istot Wolnych. Tak się mieni to całe towarzystewko — o pół moralności — ślizgające się niepewnie