Strona:F. A. Ossendowski - Lisowczycy.djvu/236

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Bądź-że pochwalony, Boże sprawiedliwy!
Jeszcze bardziej zmieszał się pan Karol, lecz ciągnął dalej:
— Powiedziała, że na chrzcie świętym dano jej imię Krystyna, z domu Czaplińska, że jest córką starosty rawskiego, że z oną niecną, zaszczytów i bogactw żądną Maryną Mniszchówną do niewoli była wzięta, a z takowego jasyru tyś ją po dwakroć wyrwał i słowem przysięgi się związał, że jako żonę pod naszą strzechę wprowadzisz...
— Jako żywo! — zawołał Marcin.
— Nie wiedzieliśmy tego i nie uwierzyliśmy, bo to tłumy wszelakich samopasek zjeżdżają do Korony i Litwy, junaków szukają i o prawa swoje upominają się zuchwale... — mówił stroskany pan Karol, fajką przygasłą pykając zawzięcie.
— Cóż z moją Krzystką uczyniliście? — prawie groźnie zapytał rycerz.
— Bo to widzisz, koniecznie chciała ta białogłowa w domu naszym ostać... Do rodzica wracać nie miała ochoty, jako że zamierzał poślubić ją komuś tam ze swoich sąsiadów...
— N-no! — wyrwało się junakowi i zębami skrzypnął.
— Nie przystało nam takową sprawę pokrywać. Gwałt mógłby powstać, pozew do sądu, boć to jawne raptus puellae...[1] Wyprawiliśmy ją tedy...
Nie skończył pan Karol, bo syn za włosy obiema rękami się chwycił, a później, pięści ścisnąwszy, w stół niemi walnął, odłupał cały róg, poprzewracał kubki, gąsiory i misy i zawył:

— Oddaliście moje miłowanie! Wyrwaliście mi serce Taka to mnie nagroda w domu czekała?!...

  1. Porwanie dziewczyny.