Strona:Emilka dojrzewa.pdf/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jeden z tych wypadków, w których nie mogłam. Ale musiałam odpowiedzieć na jej pytanie. Tutaj nie pomógłby lekceważący uśmiech.

— Kołnierz królowej Aleksandry działa mi na nerwy — rzekłam. — A wyraz twarzy Byrona na łożu śmiertelnem przeszkadza mi w studjach.

— Emilko — rzekła ciotka Ruth — powinnaś okazać choć trochę wdzięczności!

Już miałam zapytać:

— Komu? Królowej Aleksandrze czy Byronowi? — ale się powstrzymałam w porę. Natomiast odwróciłam wszystkie obrazy malowidłem na pokój.

— Nie powiedziałaś mi istotnego powodu, dla którego zawiesiłaś odwrotnie te obrazy — rzekła ciotka Ruth surowo. — Przypuszczam, że nie masz zamiaru mi wyjawić prawdziwych przyczyn. Przebiegła jesteś, zawsze to mówiłam. Od pierwszego dnia, gdy cię zobaczyłam w Borze Majowym, orzekłam, że jesteś najprzebieglejszem dzieckiem, jakie widziałam kiedykolwiek.

— Ciotko Ruth, dlaczego mówisz mi takie rzeczy? — spytałam, wyprowadzona z równowagi. — Czy dlatego, że mnie kochasz i chcesz mnie wypróbować, czy też dlatego, że mnie nienawidzisz i chcesz mnie urazić, czy też dlatego poprostu, że nie możesz nie mówić rzeczy przykrych?

— Panno impertynentko, pamiętaj, że to jest mój dom. A moje obrazy zostawisz na przyszłość w spokoju. Przebaczam ci dzisiaj twój postępek, ale nie radzę ci, by to się powtórzyło. Wykryję istotną przyczynę tego odwrócenia ich do ściany, bądź spokojna, na nic się nie przydadzą twe mądrości!

126