Strona:Emilka dojrzewa.pdf/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przedmiot. Uśmiech przyjazny... uśmiech pełen wyrzutu... uśmiech niedbały... pociągający uśmiech... zwykły uśmiech, albo grymas ustami.

Co do panny Brownell, czyli pani Blake, spotkałam ją na ulicy przed paru dniami. Kiedy mnie minęła, powiedziała coś do swej towarzyszki i obie śmiały się głośno. Bardzo złe manjery, mojem zdaniem.

Lubię teraz Shrewsbury i lubię szkołę, ale nie polubię nigdy domu ciotki Ruth. Ten dom ma nieprzyjemną indywidualność. Domy są jak ludzie, jedne lubimy, do drugich czujemy nieprzepartą antypatję. Pokoje są tu czyste, ale cokolwiek w nie wstawić lub zawiesić na ścianie, wszystko wygląda, jakby powinno było znaleźć się gdzieindziej, nie tutaj. Niema tu miłych, romantycznych kącików, tak jak w Srebrnym Nowiu. Mój pokój nie zyskuje przy bliższem poznaniu, przeciwnie. Sufit dławi mnie i przytłacza, tak nisko jest nad mojem łóżkiem (jest pochyły), a ciotka Ruth nie pozwala ruszyć łóżka z miejsca. Była wręcz zgorszona, kiedy jej to zaproponowałam.

— Łóżko zawsze stało w tym kącie — rzekła. — Tym samym tonem byłaby mi powiedziała: — Słonce wschodzi codziennie.

Ale najgorszą z tych wszystkich rzeczy są obrazy: oleodruki najokropniejszego gatunku. Odwróciłam je wszystkie malowidłem do ściany i naturalnie ciotka Ruth weszła (nigdy nie puka) i momentalnie to zauważyła.

— Emilko, dlaczego odwrotnie zawiesiłaś te obrazy?

Ciotka Ruth zawsze pyta: „Dlaczego to, dlaczego owo”. Czasami mogę wyjaśnić, a czasami nie. To był

125