Strona:Eliza Orzeszkowa - W zimowy wieczór.djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ustało w piersiach, a twarz dziwacznie skrzywiona i wstrząsana przybrała całkiem prawie uspokojone linie. Aleksy von Szarlow, razem z fotelem na którym siedział, w ten sposób zwrócił się ku oskarżonemu, że ten w pełnem już świetle zobaczyć mógł twarz jego daleko bardziej smutną niż surową, z wyrazem ust dziwnie w tej chwili łagodnym i wejrzeniem błękitnych źrenic pełnem przyjacielskiej niemal zachęty.
— Janku Skomoroszko, lepiej na tem wyjdziesz, jeżeli nie uciekając się do kłamstw i nadaremnych szlochań, wszystko przede mną otwarcie wyznasz. Wrogiem twoim nie jestem, i sądzić cię nawet nie będę. Moją rzeczą jest tylko sprawdzić twą winę, której szczere opowiedzenie ze wszystkiemi jej okolicznościami, na los twój bardzo dobrze wpłynąć musi.
Po chwili milczenia i jakby wahania dodał jeszcze:
— Mów staruszku, mów staruszku, bez obawy. Lituję się nad twoją opłakaną starością, chcę wiedzieć prawdę, ażeby ci dopomóc.
Cicho zaś do siebie samego wymówił:
— Co za starość! Jaka nieszczęsna starość!