Strona:Eliza Orzeszkowa - Nowele i szkice.djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 132 —

innego narodu, który u końca przeszłego stulecia, nie usposobiony do mówienia wierszem, wybuchnął improwizacją poetycką, gdy od monarchini swojej otrzymał policzek.
Lecz to poczucie duchowej godności człowieczej i rozumnej wolności obywatelskiej obudzało w Kochanowskim odwagę daleko jeszcze trudniejszą i rzadszą, niż ta, z którą przemawiał do króla; obudzała w nim ona odwagę mówienia narodowi o jego przywarach i błędach głośno i szczerze. Naród to był wówczas potężny, na szczycie szczęścia, w blasku chwały; już też zaczynał upajać się chwałą i szczęściem i, jak zawsze dzieje się z upojonymi, zataczać się na manowce.
Kochanowski należał do tych narodowych mistrzów, którzy, aby ratować ojczyznę, nie wahają się w szumne jej wody rzucić potępienia kamień, choćby miały one ich samych obryzgać za to falą obrazy i niepopularności. Obryzgiwały.
Poeta wiedział, że, na gościńcach surowej prawdy śpiewając, nie można mieć słuchaczy licznych i łaskawych, którzy tłoczą się najgęściej około kucharzy smacznych kąsków i malarzy ładnych obrazków. Czuł, że jest słuchanym za mało, i w momentach goryczy wołał:

»Sobie śpiewam a Muzom, bo kto(ż) jest na ziemi,
Coby serce ucieszyć chciał pieśniami memi,
Kto nie woli tymczasem zysku mieć na pieczy,
Łapiąc grosza zewsząd…

Wszakże wnet dumnie podnosi czoła.

»Jednak mam tę nadzieję, że przecież za laty
Nie będą moje czułe noce bez zapłaty.