Strona:Eliza Orzeszkowa - Czarownica.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Suchej Doliny wybrali go na sołtysa. Przyjemny mu był zaszczyt, jaki go spotkał. Sprawami, które sąsiedzi w ręce jego złożyli, zajął się gorliwie, ani na dokuczanie ludzkie, ani na fatygi różne nie zważając.
Nastręczyła się wkrótce jakaś sprawa wielkiej dla mieszkańców wsi wagi. Z tego powodu mnóstwo ludzi zebrało się w chacie sołtysa, który ze zwykłą sobie powagą i roztropnością naradzie przewodniczył. Pomimo jednak powagi Piotra, w izbie wybuchała częsta wrzawa, taka, że ludzie jedni drugich zrozumieć nie mogli.
Nagle poważną rozmowę gospodarzy przerwał rozpaczliwy krzyk niewieści. Była to Piotrowa: z komory wypadła, ręce łamała, krzycząc i zawodząc wniebogłosy: — „Jezu mój, Jezu! o Jezu najmiłosierniejszy!“ Dziewka, która w zastępstwie Pietrusi w gospodarstwie jej pomagała, za nią także z komory wybiegła i jeszcze piskliwiej wtórzyła: — „O Matko Przenajświętsza! zmiłuj się nad nami nieszczęśliwymi!“
Mężczyźni przestali rozprawiać. Sporo czasu upłynęło, zanim gospodarz chaty dopytać się zdołał, co się stało. Stała się rzecz przykra: z komory zginęły dwa sadła, dwanaście kiełbas i dziesięć ścian[1] świeżo utkanego płótna. Złodziej okiennicę przepiłował, przez okno do komory wlazł i tyle bogactwa z niej wyciągnął.

O naradzie nikt już nie myślał. Rozeszli się zwolna wszyscy; w izbie pozostał Piotr, w zamyśleniu na ławie siedzący, i trzy kobiety, które głośno o zaszłym wypadku rozprawiały. Były to trzy Dziurdziowe: żony Piotra, Stefana i Szymona. Piotrowa, uspokoiwszy się trochę, smutnie nad stratą głową kiwała, powtarzając: „ach, jacy źli ludzie, jacy niegodziwi!“

  1. Ściana płótna — jest to kawałek mający przeszło łokieć długości.