Strona:Edward Redliński - Konopielka.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A tatko schylili sie, wygrzebali łuszczyne. Zdmuchneli listka, rozerwali plewke i wypili, co zostało sie w skorupce. Oczy zapluszczyli ze smaku, tylko szyja im gra i jeździ, spijajo! Wam też by, choroba, przyłoić, mówie i rękami macham, no bo cholera zlizujo żółtko jęzorem, zlizujo sobie, a ty choroba stoisz, chciałoby sie i tak, i siak, ale nic nie wychodzi, ni wte, ni wefte, tylko psiakrew łbem w piec walnąć, walnoć i walić, walić, Ojezu!
A tu jeszcze, jak na złość, dziad z torbami wchodzi na podworze, żegna sie, pacierzy zaczyna! To już mnie do reszty rozsierdziło:
Jak tupne nogo, jak zamachne sie ręko: A pódziesz dziadzie, Muszka, weźgo, weź! a dziad nie czeka, rękami torby ogarnoł i du du du! ucieka jak podsmalony, podryguje, kulacho sie opędza, choć suka z budy tylko wyglądneła nawet nie zaszczekała. Ach ty zdechlino, ty lugo zgniła, poniosło mnie i bach nogo w bude, aż zaskamlała, skamlić to cholero umiesz, a postraszyć cudzego nie? W dziure noge wsadzam i nogo w budzie łomocze, a ona, szkacina, cabas! za nogawke, aż do krwi! Ożesz, swołocz ty, tak ty swojego pana szanujesz? Za łańcuch jo wyciągam, podnosze jedno ręko za łańcuch, drugo łup! kułakiem po kościach, po łbie, a żeb ty zarazo po wodzie chodziła i pić prosiła, a masz! żeb ty ścieżki do domu lugo nie poznawała, a masz, żeb ty śmierci nie doczekała, psiamendo!
Noge, Dzięki Bogu, rozpruła niedużo, tylko no-